domenica 3 maggio 2015

AGNIESZKA ZAKRZEWICZ - Irena Anders. Moja wielka droga




















Początek wielkiej drogi

Fotografia ma niezwykłą moc – ujawnia i ukrywa jednocześnie nasze życie, naszą historię. Ta refleksja przyszła mi na myśl, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcia z prywatnego archiwum Ireny Anders, w jej domu w Londynie. Różne były losy tych fotografii, ukrytych w szufladach i w pudełkach, wystawionych w ramkach na meblach w salonie, w sypialni, w kuchni, zanim zostały zebrane w album przez Agnieszkę Żebrowską, zarchiwizowane i opisane dla celów wydawniczych i wystawienniczych.

Jedno ze zdjęć w sposób szczególny przykuło moją uwagę – nie tylko ze względu na urok, jaki mają stare fotografie przypominające obrazy, lecz z uwagi na jego poezję i symboliczną wymowę: przedstawienie w teatrze z damą w białej sukni pośrodku. Nie trudno je zidentyfikować – to jedna z początkowych scen z filmu Michała Waszyńskiego pt. „Wielka Droga”, zrealizowanego w 1946 roku w Rzymie i opowiadającego losy II Korpusu Polskiego. Ta cudowna, świetlana istota (którą widzimy w kostiumie scenicznym na innej fotografii) to Renata Bogdańska, która w „Wielkiej Drodze” gra siebie samą – Irenę, młodą aktorkę ze Lwowa, która wstąpiła do Armii Generała Andersa i wraz z nią przeszła cały szlak bojowy: od exodusu z ZSRR, poprzez Bliski Wschód, bitwę o Monte Cassino, aż do wyzwolenia Bolonii. Ta zapomniana perełka kinematografii polskiej to jedyny film sprzed 1989 roku, opowiadający prawdę o losach więźniów sowieckich łagrów, którzy walczyli o wyzwolenie Włoch „do ostatniej kropli krwi”. Główny bohater – Adam, którego gra Albin Ossowski, bierze udział i zostaje ranny w pierwszym natarciu na Monte Cassino – 12 maja 1944 roku. Traci wzrok. W szpitalu, opiekująca się nim pielęgniarka (niezapomniana Jadwiga Andrzejewska) znajduje przy nim pamiętnik. Czytając go, przywołuje zdarzenia z jego życia we Lwowie, jego miłość do Ireny, wybuch wojny, konspirację, zsyłkę na Syberię, tworzenie polskich oddziałów w ZSRR…. Muzykę do filmu skomponował nieoceniony Henryk Wars.

Nie wszystkie wydarzenia z życia Ireny Wolskiej – bohaterki „Wielkiej Drogi” - są zgodne z biografią Ireny Anders (z domu Jarosiewicz). Pani Generałowa przebyła swoją ‘wielką drogę’ ze Lwowa aż do Londynu, którą po raz pierwszy opowiadają te fotografie.

Urodziłam się 12 maja 1920 roku w małej miejscowości Freudenthal koło Ołomuńca na czeskim Śląsku. Mój ojciec, Mikołaj, był - co często podkreślał - Rusinem, nie Ukraińcem; był księdzem unickim. W jego rodzinie popi byli obecni od pięciu pokoleń. Matka moja – Helena -  pochodziła z ziemiańskiej rodziny i miała korzenie polskie i ukraińskie. Miała bardzo trudne zadanie – musiała nas wychować. Było nas pięcioro rodzeństwa: Dada, Tania, Anatol, Irena-Renata i najmłodszy - Stefanek. To był mój najukochańszy brat. Wszystkich ich dziś już nie ma … opowiada pani Irena, wskazując na zdjęcia. To mój ojciec, to moja mama. Na tym zdjęciu są moi rodzice ze starszym bratem i siostrą – mnie i Stefanka jeszcze nie było. A to malutkie dziecko w łóżeczku to – ja. Moja mama chciała, żebym nazywała się Renata, ale ojciec powiedział, że nie ma takiej świętej, więc dano mi na imię – Irena Renata. Wszystkie ciotki zgodziły się i mówiły: ‘ona na pewno będzie śpiewaczką’, ponieważ do drugiego roku życia płakałam niemalże bez przerwy.

W 1926 roku rodzina Jarosiewiczów przeniosła się do Lwowa. Mieszkali w Kulparkowie. Irena uczęszczała do konserwatorium - Lwowskiego Instytutu Muzyki i w 1938 roku zdała maturę. Na starym, zniszczonym zdjęciu z lat 30-tych widzimy rodzinę Jarosiewiczów przed ich domem: ojciec, matka, siostra Tania, brat Anatol. Ta mała dziewczynka w białej bluzeczce i jasnych, falujących włosach – to przyszła Pani Generałowa.

Niedaleko domu mieliśmy piękny kort tenisowy, gdzie chodziliśmy grać. Ja najczęściej podawałam piłki. Tak było też 1 września 1939 roku. Wstaliśmy o siódmej rano i poszliśmy na kort. Wtedy wybuchła pierwsza bomba w Kulparkowie, na co moja siostra powiedziała: ”Znowu są te okropne ćwiczenia”, a mały, sześcioletni Stefan odpowiedział: „To nie ćwiczenia. Uciekajmy do domu!” Gdy wróciliśmy do domu, wszystko już było zajęte przez ludzi, którzy chcieli się schronić przed bombardowaniem. Kiedy 17 września 1939 roku Rosjanie weszli do Lwowa, musieliśmy uciekać z Kulparkowa. Tułaliśmy się od wsi do wsi, gościli nas znajomi ukraińscy chłopi. Lwów był pełen ludzi, którzy nie mieli gdzie spać i co jeść.

Po wojnie przez całe lata Irena Anders śpiewała dla swych ziomków, wzruszając ich do łez: „Czy jest na świecie taka stacja kolejowa, gdzie ja bym mogła kupić bilet do Lwowa? Czy jest na świecie taki pociąg beztroski, który by zawiózł mnie na dworzec lwowski?


Grupa Warsa

W 1940 roku do Lwowa przyjechał Henryk Warszawski (pseudonim Wars), który w czasie kampanii wrześniowej dostał się do obozu jenieckiego, z którego udało mu się uciec. We Lwowie spotkał przybyłych artystów – uciekinierów z Warszawy. Z tych artystów Wars założył „big band”, który liczył ponad dwudziestu muzyków i solistów. Młodziutka Irena Renata Jarosiewicz została przyjęta do zespołu. Warsowi spodobał się jej naturalny wdzięk i głos, koloraturowy sopran. I tak narodziła się Renata Bogdańska, bo pod takim pseudonimem artystycznym występowała na scenie późniejsza Pani Generałowa.

Na Kresach trwały deportacje Polaków do łagrów sowieckich. - Z trudem uniknęłam wywózki, kiedy Sowieci zebrali nas wszystkich w Teatrze Lwowskim na przesłuchanie. Bałam się, że będą wiedzieć o moich polskich korzeniach i o tym, że jestem córką duchownego. Podeszłam do stołu, za którym siedziało dwóch grubych Sowietów. - A ty od kuda? – zapytali. -  Ja Lwowianka. - A co robisz w tej kompani? – Śpiewam… kazali mi przynależeć do jakiejś grupy, to tu mnie przygarnęli. Nogi mi strasznie drżały, ale tłumaczyłam, że chcemy pracować z radzieckimi artystami, aby propagować kulturę. Puścili mnie. Jeździliśmy potem w wagonach towarowych po całym Związku Radzieckim. Wszyscy w jednym wagonie, razem z wszami.

W archiwum pani Ireny Anders jest jedno szczególne zdjęcie z lipca 1940 roku, cenne ze względu na swój charakter dokumentalny – Grupa Warsa podczas swojego tourne po ZSRR. - To Henryk Wars, to Ref-Ren, to Gwidon Borucki, który był krótko moim mężem. Wyszłam za niego za mąż już podczas wojny. Pani Irena wskazuje postacie na zdjęciach zebranych w album przez Agnieszkę Żebrowską.

Po agresji III Rzeszy na ZSRR 22 czerwca 1941 roku, Grupa Warsa przestała występować na Wschodzie, a po wycofaniu się wojsk hitlerowskich ze Lwowa, artystom pozwolono tam wrócić.

Zmieniłam swoje rodowe nazwisko – Irena Renata Jarosiewicz - na Renata Bogdańska, bo obawiałam się, że mogą mnie złapać bolszewicy. Bałam się, że mogę zniknąć jak Eugeniusz Bodo, którego aresztowali i przez długi okres nikt z nas nie wiedział, co właściwie się z nim stało. Później okazało się, że był w sowieckim więzieniu, gdzie obchodzono się z nim w sposób szczególnie okrutny.  Szukaliśmy go przez cały czas, interweniowaliśmy nawet w Ambasadzie Szwajcarskiej, ponieważ miał szwajcarski paszport. Nadaremnie, przepadł bez śladu. Po latach dowiedzieliśmy się, że zmarł w sowieckim więzieniu. Podzielił los wielu Polaków – został na „nieludzkiej ziemi”.


30 lipca 1941 roku został zawarty Układ Sikorski–Majski, przewidujący przywrócenie stosunków dyplomatycznych między Polską a ZSRR oraz tworzenie i organizowanie Armii Polskiej w ZSRR i amnestię dla obywateli polskich: więźniów politycznych i zesłańców w obozach Gułag.
Grupa Warsa postanowiła wstąpić do Armii Generała Andersa. Przedarcie się do oddziałów stacjonujących w obwodzie czkałkowskim zajęło im ponad dwa miesiące.

Kiedy dotarliśmy na miejsce była czwarta rano. Podchodząc do obozu usłyszeliśmy polskich żołnierzy śpiewających „Kiedy ranne wstają zorze”. To był dzień wigilii. Z wrażenia padliśmy twarzą w śnieg. Nie było dla nas miejsca do spania, bo baraki były zajęte przez chorych, starców, dzieci, którzy wyszli z łagrów. Od razu zaczęliśmy śpiewać dla żołnierzy. Ja miałam tylko jedną sukienkę, którą zabrałam ze Lwowa. Trzeba było o nią dbać szczególnie, ponieważ występowałam w niej codziennie. Kiedy przyszedł rozkaz ewakuacji Armii na Bliski Wschód – wyruszyliśmy w wielką drogę…

Irena nie spotkała Generała Andersa osobiście przez długi czas. – Widywałam Go tylko przy okazji uroczystości oficjalnych. Podobał mi się, bo był taki wysoki, przystojny, mocny i bardzo miły dla dzieci. Kiedy obserwowałam tak Generała, który brał dzieci na ręce, całował je, głaskał po główkach – myślałam sobie, że to musi być dobry człowiek i kocha dzieci tak jak ja. Ot, takie myśli chodziły mi wtedy po głowie.

W archiwum Pani Ireny są dwa zdjęcia, które oddają jej przeuroczą lekkość i radość życia. Jedno zostało zrobione, gdy śpiewa w ogrodzie w Teheranie w 1942 roku, a drugie na balkonie w Kairze w 1943 roku. Obserwując promienne oblicze młodej, 22–letniej dziewczyny, jej zgrabną sylwetkę, pełną anielskiej gracji, czując niezwykłą atmosferę tych dwóch poetyckich obrazów, trudno wyobrazić sobie, że to fotografie z okresu wojny, upamiętniające – na swój niewinny sposób – budowanie Armii Polskiej na Wschodzie, która weźmie udział w kampanii włoskiej.

W 1942 roku ZSRR opuściło ogółem 116 543 ludzi, w tym 78 631 żołnierzy i ponad 35 tysięcy cywilów: dzieci, starców, chorych… Byli to obywatele polscy, bez względu na narodowość: Polacy, Żydzi, Ukraińcy i Białorusini. To był największy liczebnie, w całym okresie stalinizmu, exodus byłych więźniów łagrów. Stworzenie Armii Polskiej w Związku Radzieckim dało możliwość wyrwania się z tamtej „nieludzkiej ziemi” tysiącom zniewolonych ludzi. Rozproszyli się po świecie. Większość nigdy nie dotarła do Ojczyzny. To „wyprowadzenie” przez Generała Andersa dla wielu z nich oznaczało ocalenie życia. Był on dla wielu Polaków symbolicznym Mojżeszem, który wyprowadził swój naród z niewoli…


Spotkanie z generałem
  
Ta dziewczyna za zdjęciu w płaszczu i mundurze pod spodem, z beretem wojskowym z polskim orłem – to przyszła, druga żona Generała Andersa. Fotografia została zrobiona w Ankonie w 1944 roku, po wyzwoleniu miasta. Wtedy, kiedy pozowała, chyba nie wiedziała jeszcze, że spotkanie z Generałem odmieni ich życie.

Mądrość Generała polegała na tym, że nic nie uchodziło jego uwadze. Nic się nie ukryło jego oczom i uszom, wszystko pamiętał i trzymał wszystkich krótko – wspomina pani Irena. Żołnierze przez cały czas ćwiczyli i tylko ćwiczyli – nie wiedzieliśmy po co ćwiczą, nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że jest jakieś Monte Cassino, że będą o nie walczyć, że będą ginąć. Pewnego dnia powiedziano nam, że pojedziemy na wycieczkę po Włoszech, aby poznać je lepiej. Okazało się, że będziemy mieć koncert dla oficerów. Patrzymy, a tu tylko parę mikrofonów, kilka krzeseł, na których siedzi kilku starszych panów – a my byliśmy przyzwyczajeni do tysięcy ludzi. Była bardzo dziwna atmosfera, jakby wielka żałoba. Generał kiwnął na mnie palcem i mówi do mnie na ’ty’: „Jesteś dzisiaj smutna, ja wiem, że jutro są twoje urodziny” – „A skąd Pan Generał wie?” – „Mam chody...  Bardzo żałuję, że nie mogę Ci dać żadnego prezentu na te urodziny, ale ostatnio byłem bardzo zajęty...” Odbyło się przedstawienie i nagle zrobił się pośpiech. Mówią nam, że wyjeżdżamy natychmiast. Kiedy byliśmy już w ciężarówkach, kazali nam włożyć hełmy na głowę. Nie cierpieliśmy tego, bo psuły nam fryzury. W drodze powrotnej do Campobasso nagle zrobił się straszny huk i zapanowała wielka jasność, tak że można było książkę czytać. Ukryliśmy się w rowie przy drodze, całkowicie sparaliżowani ze strachu, bo w przeciwnym kierunku jechały konwoje wojskowe. Okres bitwy przeczekaliśmy w opuszczonym hotelu w Campobasso. Pewnego wieczoru słyszę, że nasz pianista Alfred Schütz gra na pianinie. Ref-Ren – Feliks Konarski, który prowadził nasz teatr Polska Parada napisał w nocy wiersz. Tak powstały „Czerwone Maki na Monte Cassino”.

Bitwa o Monte Cassino rozpoczęła się w nocy z 11 na 12 maja 1944 r. Nad ranem 18 maja patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich zatknął na ruinach klasztoru polską flagę. W natarciu zginęło 924 żołnierzy, 2930 zostało rannych, a 345 uznano za zaginionych. Po bitwie, teatr wojskowy ‘Polska Parada’ wystąpił w Cassino z przedstawieniem, podczas którego po raz pierwszy zaśpiewano: „Czerwone maki na Monte Cassino / Zamiast rosy piły polską krew... / Po tych makach szedł żołnierz i ginął, / Lecz od śmierci silniejszy był gniew! / Przejdą lata i wieki przeminą, / Pozostaną ślady dawnych dni!... / I tylko maki na Monte Cassino / Czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi.” Generał Anders siedział w pierwszym rzędzie, nierozłączny ze swoją fajeczką.


Po Bitwie na Monte Cassino zostaliśmy już z Generałem do końca. Byliśmy jego teatrem nadwornym – bardzo lubił nasze występy. Później zaprosił mnie przez swoją sekretarkę na kolację, gdzie byli wyżsi oficerowie wojsk alianckich. Ja byłam bardzo wściekła, bo miałam zaproszenie do jakiegoś króla na występy, a Generał wydał nam zakaz opuszczania wojska. Muszę powiedzieć, że bardzo dbał o mnie na tej kolacji, może Pani to spróbuje, a może Pani się tego napije... Następnego dnia przysłał mi kwiaty – piękne czerwone róże. Zapachniało miłością. No i tak się wszystko zaczęło...

Jest w archiwum Pani Ireny zdjęcie, na którym pozuje w białej koszuli i w sukience w paski. To ostatnia scena z filmu „Wielka Droga”, kiedy - po wyzwoleniu Bolonii - Adam żeni się z Ireną i osiada we Włoszech. Irena, wskazując na broń zawieszoną na ścianie, pyta: „Komu to może być potrzebne?” Adam odpowiada jej „Widzisz przeszliśmy wielką drogę, ale nie doszliśmy jeszcze do wolnej Polski, a żeby dojść, jeszcze i to może być potrzebne...”

1 września 1945 r. nastąpiło uroczyste otwarcie Polskiego Cmentarza Wojennego pod Monte Cassino, wybudowany przez żołnierzy, którzy tam walczyli, i na którym spoczywa 1072 poległych. Po decyzjach konferencji w Jałcie, żołnierze II Korpusu nie mogli powrócić do kraju z powodów politycznych. Większość z nich pozostała na emigracji w Wielkiej Brytanii i krajach Imperium Brytyjskiego.

Kiedy 5 lipca 1945 mocarstwa zachodnie uznały Rząd Tymczasowy powstały w Polsce, zapadła decyzja o rozwiązaniu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Jak największa liczba żołnierzy miała być repatriowana do Polski. Powstał także Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia, mający na celu przysposobienie zdemobilizowanych żołnierzy do życia cywilnego na emigracji. Tak polscy żołnierze i ich rodziny zaczęły wyjeżdżać masowo do Londynu. Z blisko 249 tysięcy żołnierzy do Polski powróciło 105 tysięcy, a 120 tysięcy udało się na emigrację.

31 października 1946 roku Generał Anders opuścił Włochy wraz z ostatnim transportem wojsk II Korpusu wyjeżdżającym do Wielkiej Brytanii. W lecie 1946 roku powstał we Włoszech film fabularny pt. „Wielka Droga”, wyprodukowany przez Ośrodek Kultury i Prasy II Korpusu Polskiego. Choć zrealizowano go w Cinecitta w Rzymie, film nie doczekał się nigdy premiery w Polsce. Cel produkcji był jasny: „wielka droga” Polaków nie skończyła się na Zachodzie, czeka ich jeszcze w przyszłości powrót do ojczyzny, ale aby do niej wrócić, przyjdzie im - być może - jeszcze walczyć. W 2003 r. powstał film dokumentalny Marii Dłużewskiej „Sens” – po 57 latach od chwili powstania „Wielkiej Drogi”, dwoje głównych bohaterów - Renata Bogdańska i Albin Ossowski - spotyka się ponownie, aby zobaczyć go jeszcze raz...


Życie w Londynie

Irena Renata Jarosiewicz i Władysław Anders wzięli ślub 12 maja 1948 r. w Lodynie. Była to czwarta rocznica rozpoczęcia bitwy o Monte Cassino. Irena w tym dniu kończyła 28 lat, a generał miał już 56. Oboje byli po rozwodzie. Oto zdjęcie z archiwum prywatnego uwieczniające ślub: za stołem Generał i Pani Generałowa, a z tyłu od lewej: Tadeusz Anders – brat, Wiktor Bartycki – szwagier, ksiądz, Jadwiga Kucharska, Lulu Lubielski, Jerzy Anders – brat, Krzysztof Czarniecki, Karol Anders – brat. Na drugim zdjęciu widzimy pannę młodą i czterech braci Andersów. Na innych fotografiach możemy obserwować chwile Ireny w zaciszu domowym – w ogrodzie z psem, podczas picia herbaty. A oto jedno ze szczególnych zdjęć – ten pan w kapeluszu wychylający się przez okno pociągu to Generał Anders wyjeżdżający na misję dyplomatyczną. Po powrocie zostanie ojcem, bo ta pani w kapelusiku, której odbicie widzimy w szybie pociągu – to Irena, która wkrótce urodzi córkę Annę Marię. To obrazy sielankowe mówiące o spokojnym, szczęśliwym i dostatnim życiu rodziny Andersów w Londynie. Ale czy tak było naprawdę?

W archiwum Pani Ireny są fotografie, które mnie wzruszyły. Dziecko wodzące za nos mężczyznę w garniturze, nieporadnie przykucniętego na trawniku. Tak – ten mężczyzna to zdobywca Monte Cassino,  „Mojżesz narodu polskiego”, którego nie złamały przesłuchania w sowieckich więzieniach, ani odłamek tkwiący w kręgosłupie całe życie. Starszy pan w czerwonym słomkowym kapeluszu, w rozpiętej koszuli, w pantoflach, z cygaretką w ręku, siedzący na leżaku w ogrodzie i trzymający troskliwie za rękę swoją córeczkę stojącą u jego boku – to Generał Anders jakiego nie znamy i nigdy nie moglibyśmy zobaczyć w tak prywatnej sytuacji.

Obserwując dziś te zdjęcia rodzinne pełne ciepła, miłości i spokoju, trudno sobie wyobrazić, że mamy przed sobą człowieka, który przeżywał gehennę osobistą – w 1946 roku pozbawiono go obywatelstwa polskiego i zdegradowano, uważając za wroga Polski, także dlatego, że domagał się ujawnienia prawdy o zbrodni katyńskiej i uczestniczył w kampanii na rzecz uwolnienia Polaków deportowanych do łagrów sowieckich po 1945 roku (tzw. „andersowców”, którzy wrócili do ojczyzny). W 1956 poprowadził w Londynie milczący marsz 20 tysięcy polskich emigrantów. Kontynuował działalność polityczną, animował polską kulturę, zakładał szkoły dla dzieci.


Generał pracował przez cały czas, nieustannie, do ostatniego tchu... Nigdy się nie dowiemy, co on naprawdę przeżył i co czuł, bo to był zbyt twardy człowiek, aby pozwolić sobie na okazanie choć cienia jakiejkolwiek słabości. Powtarzał zawsze – ja miałem się przejmować tym, co mówił Stalin?  Kiedy Generał zaczął pisać swoją książkę pt. „Bez ostatniego rozdziału”, ja pierwsza mu powiedziałam – Władeczku, ty jesteś za wielki na to, aby opisać jak Ciebie traktowali na Łubiance – wystarczy, że opowiesz jak podeptali medalik, mówiąc „Niech ci teraz ta k.... pomoże!”. Masz się tłumaczyć dlaczego wyprowadziłeś z Rosji polskich żołnierzy? Dlaczego uratowałeś życie setkom tysięcy osób?

W archiwum Pani Ireny nie ma zdjęć upamiętniających smutne i ciężkie chwile jej życia. Władysław Anders odszedł 12 maja 1970 r. – dokładnie w 26 rocznicę bitwy pod Monte Cassino. Pochowany został zgodnie z jego wolą wśród swoich żołnierzy na Polskim Cmentarzu Wojennym pod Monte Cassino we Włoszech.


Przygoda z Hemarem

Mój mąż mówił: Byłaś aktorką zanim Cię poznałem, lubisz to, kontynuuj więc dalej”. I pracowali nad tym Wars, Ref-Ren i Hemar. Moja 6-letnia córeczka Anna przyniosła mi kwiatki na scenę. Moja pierwsza rola była komiczna – walczyłam ze szczotką, bo nie chciałam starego kochanka…- śmieje się Pani Generałowa, wspominając tamte odległe chwile, pokazując zdjęcia, na których - rozradowana, promienna - występuje w stroju ludowym w Ognisku Polskim w Londynie.

W jej archiwum są zdjęcia, które wydają się niepozorne: ludzie, występy, biesiady… Dziś jednak te fotografie nabierają wartości dokumentalnej, bo jest w nich zamknięta cała historia polskiej emigracji w Londynie, której w kraju nie znamy, bo przez lata ta historia była na cenzurowanym. Na dwóch komicznych zdjęciach, na których widać aktorów w strojach kąpielowych z ubiegłego wieku - panowie w kapeluszach słomkowych, a panie w dziwacznych czepkach – obok Renaty Bogdańskiej jest Feliks Konarski – Ref-Ren, autor „Czerwonych Maków na Monte Cassino”.

Wars niestety szybko wyjechał z Londynu, nie mógł tu znaleźć swojego miejsca, a w Hollywood zrobił jednak karierę. Na początku moim akompaniatorem był Jerzy Kropiwnicki, po jego śmierci występowałam z Marią Drue. Zawsze byłyśmy razem – ona w czarnym, a w białym, albo na odwrót. Spotkałyśmy się już w czasie wojny, we Włoszech. Już wtedy puszczałyśmy do siebie oko, bo obie lubiłyśmy się pośmiać, ale udawałyśmy poważne, dla żartu. Ona świetnie grała na pianinie. Zaczęłyśmy razem występować u Hemara. Publiczność nas uwielbiała. Wyjeżdżałyśmy na różne występy: do Ameryki i do Izraela. W Telawiwie śpiewałam „Złotą Jerozolimę” po hebrajsku.

Marian Hemar, Henryk Wars, Feliks Konarski, Włada Majewska, Zofia Terne, Maria Drue, Fryderyk Jaroszy, Gwidon Borucki, Irena Delmar, Mieczysław Malicz i inni – najwspanialsze gwiazdy kabaretu międzywojennego i emigracyjnego - są na fotografiach w archiwum Pani Ireny. Dzięki tym fotografiom ożywają dziś w naszej pamięci, choć żelazna kurtyna podzieliła kulturę polską i przez ponad pół wieku oddzieliła artystów londyńskich kurtyną zapomnienia.


Marian Hemar przyjechał do Londynu na początku 1942 roku. Generał Władysław Sikorski przydzielił go do Ministerstwa Informacji i Dokumentacji. Bronił m.in. wojsko Generała Andersa przed zarzutami antysemityzmu.  „Najlepszym przykładem tego, że antysemityzmu nie ma, jestem ja, bo jestem Żydem” – powiedział Hemar przed parlamentem angielskim.

Po wojnie został w Londynie, gdzie najpierw założył kabaret „Biały Orzeł” (White Eagle), a później,  w 1955 roku, Literacko–Satyryczny Teatr  Hemara, który działał w Ognisku Polskim przy 55 Gate, Exhibition Road.
W latach 1952-68 współpracował z Rozgłośnią Polską Radia „Wolna Europa’” Stworzył ponad 800 audycji. „Tu mówi Hemar…”- głos jednego z najpopularniejszych autorów przedwojennych kabaretów Qui Pro Quo, Banda i Cyrulik Warszawski, docierał do Polski zza żelaznej kurtyny, stając się głosem wolności. W roku 1950 roku odebrano mu obywatelstwo polskie. Marian Hemar mówił – „Jeżeli ja nie mogę wrócić do kraju, wrócą przynajmniej moje piosenki”.

Jest w archiwum jedno zdjęcie, zrobione podczas nagrania w studiu londyńskiej sekcji Radia Wolna Europa w 1960 roku. Na innych zdjęciach Pani Irena śpiewa podczas wieczoru autorskiego Mariana Hemara w Ognisku Polskim. Jest też zdjęcie, na którym został uwieczniony Hemar podczas zbiórki funduszy na konserwację Polskiego Cmentarza Wojennego na Monte Cassino. Na jeszcze innym – Hemar ogląda na wystawie własne zdjęcie, wykonane przez Władysława Marynowicza, polskiego fotografa emigracyjnego w jego studiu na Ealingu. Kolejna, bardzo szczególna fotografia jest z dedykacją: ”Dla najlepszej wykonawczyni (Renaty), najlepszych piosenek (moich), z wielką miłością -  Marian Hemar, 3 marca 1965 roku”. Jest jeszcze na niej dopisek zrobiony 2 lata później: „Dla ostatniej miłości w moim życiu. Pamiętaj Anno, żeśmy się znali za młodu - Marian Hemar, 5 marca 1967 roku”. To dedykacja dla Anny - dziewięcioletniej córki Andersów.

Jestem bardzo dumna z tej fotografii. Jak tu nie być dumną – Pani Irena wspomina współpracę z Marianem Hemarem. – Nie był łatwy, bardzo nie lubił, kiedy artyści nie śpiewali tak  jak on chce, nie uczyli się od razu tekstu i melodii. Bardzo lubiłam jego żonę Caję. To była Amerykanka, duńskiego pochodzenia. Duża dziewczyna! Kiedy on z nią wchodził, wszyscy żartowali: „Przyszedł Hemar ze swoją latarnią”. Była bardzo utalentowana. Pamiętam też Marię Modzelewską – pierwszą żonę Hemara. Postąpiła bardzo brzydko z Hemarem – przed wybuchem wojny uciekła w nocy od niego jak ostatni tchórz, bez pożegnania. Marian Hemar bardzo to przeżył.


Pamiętam śmierć Hemara. Byłam u niego w domu, w drugim pokoju. On usiadł na łóżku i zapytał: „Gdzie jest Renata?” Włada Majewska była przy nim. Powiedziała: „Renata zaraz przyjdzie”. „To dobrze” i odszedł... Tak mi przykro o tym mówić. Marian Hemar i Włada Majewska byli zżyci, przyjaźnili się ze sobą wiele lat. My się też przyjaźniłyśmy z Władą, choć czasami były między nami animozje. Zupełnie niepotrzebne – ot, taka dziecinada. Marian Hemar był dla mnie zawsze bardzo miły, traktował mnie z ogromnym respektem i ja to odwzajemniałam.

Wśród zdjęć Pani Ireny są fotografie, które mówią o historii emigracji londyńskiej, którą w Polsce mało znamy, a która dała przecież początek wielu przemianom… Akademie, obchody rocznic i uroczystości zarówno w Ognisku Polskim, jak i w POSK-u (Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny). Cała galeria ludzi i wydarzeń, o których warto pamiętać…


Rocznice i honory

Po upadku Muru Berlińskiego w 1989 roku, Generałowi Andersowi przywrócono pośmiertnie obywatelstwo polskie. Pani Irena zaczęła przyjeżdżać do Polski na różne uroczystości oraz jeździć po świecie, by reprezentować i pielęgnować pamięć męża. Oto szczególna fotografia z 1989 roku – „Obiad na Monte Cassino” – po obu stronach Pani Ireny siedzą generał Klemens Rudnicki oraz prezydent RP na emigracji – Kazimierz Sabat. Obaj już nie żyją.

Znałam generała. Rudnickiego jeszcze z dzieciństwa. Przyjaźnił się z moim ojcem, razem chodzili na polowania – wspomina Pani Generałowa. To była 45. rocznica obchodów bitwy pod Monte Cassino – mur jeszcze nie runął, komunizm nie upadł, ale tego maja maki znowu pachniały wolnością.

Inne, szczególne zdjęcia to audiencje u papieża. Pierwsze zostało zrobione 16 maja 1979 roku. To były 35. obchody bitwy pod Monte Cassino, w których uczestniczył Jan Paweł II. Drugie zdjęcie zrobione zostało 19 maja 1989 roku podczas specjalnej audiencji dla bohaterów i ich rodzin. Razem z Panią Ireną Anders był prezydent Kazimierz Sabat. Trzecia fotografia została zrobiona podczas audiencji dla Polaków w 60. rocznicę bitwy, w maju 2004 roku.

A to Pani Generałowa przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie oraz na zjeździe kombatanckim na Placu Piłsudskiego 15 sierpnia 1992 roku. Tu na zdjęciu z 2007 roku - podczas uroczystości związanych z obchodami Roku Generała Władysława Andersa.

18 maja 2007 roku prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył Irenę Anders Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. - Dostałam stopień kapitana. Generał najpierw mnie nie chciał awansować, a później nie mógł… Wreszcie zrobił to kto inny. Teraz chyba mogę chodzić tylko w mundurze - Panią Generałową humor nie opuszcza nigdy.


W archiwum Pani Ireny jest zdjęcie szczególne, wykonane w 1946 roku na planie filmu „Wielka Droga”. Pozują na nim Michał Waszyński, Konrad Tom (Generał Anders), Stanisław Lipiński (operator), Renata Bogdańska (Irena Wolska), Albin Ossowski (Adam, narzeczony Ireny), Mieczysław Malicz i pozostali członkowie trupy filmowej. Plan został zbudowany w rzymskich studiach Cinecitta, ale scenografia odtwarza siedzibę wojsk Armii Andersa w Buzułuku koło Kujbyszewa. Jest to scena spotkania Ireny i Adama, podczas której ona wypowiada słowa: „Ciężkie to były warunki, ale czym był niedostatek w porównaniu z nadzieją, którą każdy z nas miał w sercu”.

Oto osobista „wielka droga” Ireny Anders, która zawiodła ją z Polski, przez Rzym, do Londynu.

Jest coś szczególnego w  albumie polskiej rodziny Andersów – bo to album Rodzinny Polski, w którym choć nas nie widać – jesteśmy wszyscy, jest w nim uwiecznione 90 lat naszej historii i naszej kultury.


AGNIESZKA ZAKRZEWICZ  Londyn –Rzym, październik 2009

 

Esej "Irena Anders. Moja wielka droga" został opublikowany w języku polskim i angielskim w katalogu wystawy pod tym samym tytułem, która odbyła się w Londynie w 2010 roku oraz po włosku w numerze monograficznym "Polonia mon amour" poświęconym Armii gen. Andersa. Kuratorem wystawy była Agnieszka Zakrzewicz.

Nessun commento:

Posta un commento

Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.